Banner gora

środa, 18 grudnia 2013

[Dwójka]: Wykluczeni z kultury

źródło: niepelnosprawni.pl
Na początek trochę matematyki: "Ania z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery kosztuje w internecie ok. 15 zł. W księgarni: pewnie w granicach 20 zł. Liczba stron: ok. 380. Ta sama książka napisana alfabetem Braille'a zajmuje sześć sporych tomów - każdy z nich to równowartość ok. 60 stron "czarnodrukowych". Stworzenie jednego egzemplarza każdego z tomów to koszt ok. 200 zł. A więc całej "Ani..." napisanej językiem Braille'a - ok. 1200 zł. Cena stworzenia jednego egzemplarza książki do nauki hiszpańskiego dla niewidomych - ok. 10 000 zł.

Olbrzymie rozmiary i ogromne ceny książek powodują, że dla osób niewidomych często jedyną szansą na kontakt ze słowem pisanym są książki wypożyczane przez bibliotekę dla niewidomych. Dawniej była to Biblioteka Centralna Polskiego Związku Niewidomych. 

W ubiegłym tygodniu podczas audycji "W tyglu kultury" na temat ustawy o książce zadzwoniła do nas zrozpaczona słuchaczka, niewidoma z Warszawy. Zwróciła uwagę na to, że od dłuższego czasu biblioteka przy Polskim Związku Niewidomych przestała oferować możliwość dowozu książek na terenie Warszawy, przez co nasza słuchaczka straciła możliwość czytania. Nie ma komputera, nie ma bliskich, którzy mogliby wypożyczyć dla niej książki.

Postanowiliśmy zająć się sprawą, dowiedzieć się od kiedy i dlaczego biblioteka przestała dowozić książki. Okazało się, że sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana, a historia biblioteki przy Polskim Związku Niewidomych to historia corocznej walki o dofinansowanie. Ostatecznie biblioteka stała się oddziałem Głównej Biblioteki Pracy i Zabezpieczenia Społecznego; jest finansowana ze środków Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Dlaczego jej zbiory nie zostały włączone do Biblioteki Narodowej, a Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, po latach doraźnego finansowania, nie zdecydowało się na stałe finansowanie biblioteki ze swojego budżetu?

O tym powiemy już dziś po 16:00 w audycji "Wybieram Dwójkę".
Zapraszam!

sobota, 14 grudnia 2013

[Kontrkultura]: Maria Seweryn i trzej kompozytorzy

Dziś tuż po 12:00 startuje "Kontrkultura", a w niej gościem będzie Maria Seweryn, z którą porozmawiamy m.in. o najnowszych spektaklach "Polonii" i "Och-teatru".
Przedstawimy również ciekawy pomysł na promocję polskiej muzyki w Internecie. Udowodnimy, że tajemniczy uśmiech na płótnie  może zrewolucjonizować sztukę. Prócz tego zajrzymy do zagranicznej prasy (m.in. szwedzkiej i macedońskiej) oraz będziemy poszukiwać kilku tytułów filmowych ukrytych w odjazdowej zagadce.
Zapraszamy do Czwórki!

niedziela, 8 grudnia 2013

[Kontrkultura]: Poznajcie Tamarę Mortus

O pierwszym takim literackim portrecie Polki-alkoholiczki będziemy rozmawiać w "Kontrkulturze"

Tamara Mortus - bezrobotna, w średnim wieku, mieszkanka Warszawy, której nienawidzi. Kobieta z bogatą przeszłością, licznymi nałogami i olbrzymimi fobiami. Co rusz mocująca się ze śmiercią, która jak na złość nie chce jej zadać ostatecznego ciosu. 
"Nocne zwierzęta" to literacki portret Polki-alkoholiczki autorstwa Patrycji Pustkowiak. O powieściowym debiucie dziennikarki, która publikowała m.in. w "Chimerze", "Lampie", "Polityce" i "Wprost". Portret we wszystkich odcieniach, niepozbawiony poczucia humoru, ukazujący cały diapazon stanów emocjonalnych.

Powiemy dziś także o wystawie "Mikrohistorie" w Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Warszawie. Przedstawimy również sylwetkę jednego z najzdolniejszych światowych dyrygentów: Krzysztofa Urbańskiego. 

Będzie też o pięknie zaprojektowanych książkach!
Zapraszamy do Czwórki, już dziś w samo południe!

sobota, 7 grudnia 2013

[Kontrkultura] Wojciech Kuczok, obscenarzysta

"Rozpieprzył ją jak sznycel, wyklepał jej pośladki jak mięso na kotlet. Jej i tak obszerną pochwę porozpychał, przywrócił ją światu rozpusty (...) Rozhuśtał ją na wszystkie strony, z czasem ośmielił się ją pierdolić z nieprzyzwoitą prędkością".

To fragment opowiadania "Przyjdź do mnie" Wojciecha Kuczoka. O "Obscenariuszu. Wypisach z ksiąg nieczystych" porozmawiamy z autorem tuż po 12 w Czwórce, w "Kontrkulturze". O pikantnej prozie i nie tylko, ale bez pieprzenia.

Poza tym opowiemy o kampanii edukacyjnej "Utracone odzyskane" w ramach projektu Muzeum Utracone. Zajrzymy także na 6. Festiwal Boska Komedia, który startuje jutro.

Zapraszamy do Czwórki już dziś, w samo południe!

wtorek, 26 listopada 2013

"Płynące wieżowce"

Po obejrzeniu "Płynących wieżowców" wraz ze znajomymi wyszliśmy z sali kinowej nie tyle z poczuciem przygnębienia z powodu finału tej historii co z satysfakcją, że homoseksualność można pokazać bez sztampy, od której nie udało się uciec (w pewnych momentach) choćby Małgośce Szumowskiej.

"Płynące wieżowce", źródło: www.filmweb.pl

Kuba studiuje na AWFie, przygotowując się do prestiżowych zawodów w pływaniu. Mieszka z zaborczą matką i dziewczyną, Sylwią. Podczas jednej z imprez poznaje Michała, z którym nawiązuje silną więź. Pomiędzy kumplami zaczyna dziać się coś więcej, Kuba odkrywa, że jest zafascynowany i zakochany w Michale. Cała sytuacja mocno komplikuje jego dotychczasowy związek z dziewczyną.

Film trafił do kin w ubiegły piątek, więc nie chciałbym zepsuć Wam przyjemności z jego oglądania i dokładnie analizować poszczególnych scen i całej historii (do tego na pewno kiedyś wrócę), wiec teraz tylko pokrótce o tym, dlaczego warto wydać kasę na bilet na ten właśnie film.

Po pierwsze: dobrze napisany scenariusz i dynamizm opowieści, który dodaje jej prawdopodobieństwa oraz nie odbiera humoru (scena śniadania przy stole czy coming-outu Michała przed ojcem). Spotkałem się z komentarzami internautów, że taka historia na pewno nie mogłaby się wydarzyć, ale to nieprawda: znam bardzo podobną, tyle że w wersji damsko-damskiej: dziewczyny, które są ze sobą od jakiegoś czasu, muszą zerwać ze sobą jakiekolwiek kontakty, przymuszone przez rodziców jednej z nich. Rodzice zamykają ją w domu na klucz, kontrolują smsy, odcinają internet, wysyłają na terapie, mające na celu zmianę jej orientacji, aż wreszcie po kilku miesiącach K. wiąże się z mężczyzną. Podobno jest szczęśliwa, ale...
 

Po drugie: świetne aktorstwo. Mateusz Banasiuk w roli Kuby oraz Bartosz Gelner jako Michał tworzą parę, jakiej chyba jeszcze w polskim kinie nie było. Szczególnie Banasiuk świetnie oddaje rozterki młodego chłopaka, odkrywającego swoją (prawdziwą?) tożsamość, uwikłanego w pajęczynę relacji z zaborczą matką (Katarzyna Herman), Sylwią (Marta Nieradkiewicz) i Michałem. Swoją drogą, matki obu bohaterów są zagrane świetnie (gratulacje szczególnie dla Izy Kuny, która wcieliła się w postać zatroskanej, rozumiejącej matki, akceptującej homoseksualność swojego syna). Jest co oglądać i na co się patrzeć! A poza tym, bohaterowie są tak wyraziści i przekonujący, że trudno opowiedzieć się za racją którejś ze stron. To niezwykle ważne, zważywszy że w naszym kinie ciągle trudno pokazać homoseksualność niestereotypowo, bez takiej czy innej ideologii. A to się moim zdaniem niewątpliwie udało Tomaszowi Wasilewskiemu.

Po trzecie: bardzo dobre zdjęcia. Jakub Kijowski ustępuje co prawda swoimi kadrami fenomenalnemu Michałowi Englertowi (jeden z powodów, dla których warto obejrzeć "W imię..." na dużym ekranie), ale na szczęście nie ustępuje za bardzo. Jest całkiem sporo ujęć, które wbijają w fotel. Chociażby sekwencje na pływalni... .

Zaplanujcie w swoich kalendarzach czas na obejrzenie "Płynących wieżowców", bo naprawdę warto. Niezależnie od tego, jak postrzegacie sprawę homoseksualizmu i po której ze stron opowiadacie się w dyskusji nad zmianą prawa w stosunku do społeczności LGBT.

niedziela, 24 listopada 2013

[Kontrkultura] Nielegalny dokument i scena z różami

Dziś tuż po 12 w Czwórce "Kontrkultura", a w niej spotkamy się z Mirą Suchowiejko i Bartkiem Sabelą, którzy nakręcili właśnie - nielegalnie - film o Jeziorze Aralskim.

Z Bartkiem spotkaliśmy się już w związku z jego książką "Może (morze) wróci" (tej rozmowy możecie posłuchać tutaj). Opowiada ona o tym, jak w ciągu czterdziestu lat na skutek wzniosłych (i nierealnych) planów modernizacji postanowiono wysuszyć Jezioro Aralskie, doprowadzając w ten sposób do wyginięcia kilkudziesięciu gatunków zwierząt, zniszczenia tysięcy hektarów lasów oraz życia kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Po opublikowaniu książki Bartek postanowił stworzyć dokument, opisujący prawdę o tym, jak zniszczono Jezioro Aralskie.  Z kim udało mu się porozmawiać? Czy miał trudności z realizacją filmu? O tym dowiecie się, słuchając "Kontrkultury".

Porozmawiamy także o słynnej scenie z "American beauty" oraz zajrzymy na nasze półki z płytami i filmami...

Zapraszamy do Czwórki w samo południe!

sobota, 16 listopada 2013

[Kontrkultura]: Fotografia teatralna i "Senada" Tanovicia

Fot: Kasia Chmura-Cegiełkowska; źródło: teatralna.com
Już dziś o 12 startuje w Czwórce Kontrkultura, a w niej o tym, jak wydobyć z aktora piękno na fotografii teatralnej. Naszym gościem będzie fotografka Kasia Chmura Cegiełkowska. 

Z Joanną Sawicką porozmawiamy o "Duchu Pikadora", spektaklu, który będzie można zobaczyć jeden jedyny raz 23. listopada. Zabierzemy Was także do kina - co powiecie na Portugalię? 

Poza tym przejrzymy zagraniczną prasę i wydobędziemy cudeńka z naszych prywatnych kolekcji.

Zapraszamy w samo południe na: czworka.polskieradio.pl

czwartek, 14 listopada 2013

Jak rzuciłem palenie...

"Rzucanie palenia jest łatwe, robiłem to tysiące razy" - to Mark Twain. Nie pobiłem tego rekordu tylko dlatego, że pewnego razu wziąłem się za siebie.I ty też możesz!

Rzadko pozwalam sobie na ekshibicjonizm (wyrosłem z tego!), no chyba, że w słusznej sprawie. Dzisiaj robię wyjątek. A wszystko zaczęło się od tego, że rozmawiałem z Kariną, wydawczynią Poranka i Hyde Parku w Czwórce (przy okazji: http://rozbieganakari.blogspot.com/) o tym, że już nie palę od prawie osiemdziesięciu dni. A prawie wszystko dzięki stronie nalogow.com - połączeniu forum internetowego i strony poradnikowej. To, co w niej ciekawego, to to, że po założeniu profilu i wypełnieniu formularza codziennie w specjalnym okienku po prawej stronie - zatytułowanym, i słusznie: motywator - obserwujemy, jak codziennie przybywa dni bez papierosa, pieniędzy (!!!), jak się poprawia zdrowie itd.

Dziś jest mój 81 dzień bez papierosa; zaoszczędziłem 1053 zł, moje życie statystycznie wydłużyło się o 12 dni i kilka godzin (to prawie roczny urlop!) dzięki niewypaleniu 1620 fajek.

I ta ostatnia liczba robi wrażenie. A to jest tylko osiemdziesiąt dni. A paliłem paczkę dziennie przez około pięć lat.

Zaczęło się, jak u każdego, szczeniacko i niewinnie. Byłem wrogiem palenia, ale kiedyś spróbowałem. Bardzo mi nie posmakowało, więc przekonałem się, że nigdy się nie uzależnię od czegoś, co jest tak ohydne. Ale ponieważ było także substytutem dorosłości, więc od czasu do czasu popalało się na imprezach albo w innych okolicznościach.

A potem zaczęły się studia, więc coraz więcej stresów, wątpliwości, co będzie dalej, nowe towarzystwo... na początku drugiego roku paliłem już prawie paczkę dziennie. I tak zostało. Nie bez powodu wielu ludzi pali właśnie ok. 20 papierosów, wiąże się to z czasem rozkładu nikotyny w organizmie.

U każdego palacza jest taki moment, że zaczyna czuć się coraz gorzej, zauważa, że każdej jesieni choruje (zapalenie gardła, angina, silne przeziębienia), że jego kondycja jest coraz gorsza. U mnie pojawiły się problemy z żołądkiem, a poza tym - coraz większe zniechęcenie do wszystkiego. I postanowiłem rzucić. Było to dwa lata temu? Od tego czasu mam za sobą kilkaset mniej lub bardziej poważnych prób. Upokarzałem się do tego stopnia, że potrafiłem wyrzucać prawie pełne paczki fajek, mówiąc sobie "dość", a po kilku godzinach... szedłem po następne.

Polecam książki Allena Carra, który udowadnia, że łatwo jest rzucić palenie. To pewien paradoks. Po kilku godzinach nie ma w organizmie ani miligrama nikotyny. Poprawia się niemal od razu dopływ powietrza. Czuje się ulgę, radość, przypływ energii. Jednym z najbardziej uporczywych dla mnie objawów odstawienia było dziwne swędzenie na języku i na podniebieniu. Ale można to przeżyć.

Najtrudniejsze jest wyrwanie się z rytuałów, które przez jakiś czas się pielęgnuje: papieros na czczo do kawy, papieros po śniadaniu, papieros w drodze na przystanek, papieros na przystanku, papieros w drodze z przystanku do szkoły/pracy/uczelni, papieros jako forma oderwania się od trudnego zadania w pracy....
A poza tym, palacz tworzy sobie grono znajomych, którzy palą, więc trudno rzucić, słysząc: "no weź, jakie rzuciłeś, zapal z nami".

Mnie się udało, bo wiedziałem, jakie "skutki uboczne" mnie czekają (i że można sobie z nimi poradzić), miałem bliską osobę, która mnie wspierała, motywowałem się dzięki nalogow.com i tym, że z każdym dniem czuję się lepiej.

Dziś oszczędzam połowę czynszu miesięcznie tylko dlatego, że czegoś nie robię. A palacze mi nie przeszkadzają, mogę imprezować w ich towarzystwie i nie mam ochoty zapalić. Chociaż nie powiedziałbym sobie, że jestem osobą o silnej woli. Moja silna wola jest raczej słaba.

Wiem, że nie piszę nic odkrywczego - moja historia palenia jest banalna, podobna do milionów innych. Piszę to wszystko po to, żeby udowodnić tym, którzy zwątpili - Tobie też się uda! Wystarczy podjąć decyzję i się jej trzymać.

Rzucających zapraszam na nalogow.com  (działam tam jako "siwus", jest wiele bardzo miłych i życzliwych osób) oraz do czytania Allena Carra, który pokazuje, na czym polega mechanizm palenia.

I pamiętaj: nie istnieje "tylko jeden papieros". Śmierdzący rozdział w życiu trzeba zamknąć definitywnie ;)


sobota, 9 listopada 2013

[Kontrkultura] Z wizytą... w pijanej sypialni!

W niedzielę zabierzmy Was na Bal w Operze. A po balu - wiadomo - czasem trafia się do... pijanej sypialni.

Spokojnie, w obu przypadkach chodzi tylko o teatr. Młoda warszawska grupa teatralna, "Pijana sypialnia", właśnie tworzy swoją stałą siedzibę - żeby było śmieszniej - w starej fabryce serów przy Hożej 51. Podobno takiego centrum kultury niezależnej jeszcze w stolicy nie było!
A jeśli ktoś za serami nie przepada, to zaserwujemy mu kultowe sceny z "Pulp Fiction" w formie apetycznych kąsków spod noża Beaty Kwiatkowskiej.

Wszystkie te wykwintne dania podajemy tylko w Czwórce, w niedzielę, w samo południe w "Kontrkulturze".
Smacznego - Paweł Siwek

piątek, 8 listopada 2013

[Kontrkultura]: Męskie typy i kulturalny skandal XX wieku

W sobotniej Kontrkulturze porozmawiamy o tym, jak (i po co) kulturowo dzielić mężczyzn


Marta Duch-Dyngosz, socjolożka, po wnikliwej analizie męskiej prasy, serwisów www oraz analizie kulturowej wyodrębniła 7 męskich typów.
Autorka analizy stawia tezę, że męskość nie jest w kryzysie, po prostu - tradycyjny wzorzec polskiego mężczyzny stał się jednym z wielu. Jakie są wobec tego alternatywne wzorce męskości w Polsce?O tym w pierwszej godzinie.

Odwiedzimy również Play Poland Film Festival w Londynie oraz opowiemy o największym kulturalnym skandalu XX wieku.

Zapraszam do słuchania Czwórki, w sobotę, w samo południe!

niedziela, 3 listopada 2013

Murakami na Centralnym

Podróżujący daleko i blisko lub ci, dla których Centralny jest punktem przesiadkowym pomiędzy różnymi miejscami w Warszawie, już we wtorek będą mogli kupić najnowszą powieść Murakamiego. 

"Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa" to najnowsza powieść Haruki Murakamiego, pisarza znajdującego się czołówce kandydatów do literackiego Nobla. To opowieść o podróżowaniu, poszukiwaniu tożsamości i własnej przeszłości. Podobno w ciągu tygodnia książka sprzedała się w półtora milionowym nakładzie!

Swoją premierę wydawniczą będzie miała w środę. Ale już we wtorek o 17 na Dworcu Centralnym będzie można ją kupić dzięki specjalnemu automatowi z powieściami pisarza.

Dla tych, którzy od Warszawy są dość daleko, polecamy aplikację na iOS i Androida "Murakami notes". Dzięki niej można robić notatki, którym towarzyszą cytaty z książek Murakamiego.

No to uwaga, ściągamy apkę i notujemy: wtorek, siedemnasta... 


piątek, 4 października 2013

Po co nam fabuła o Wałęsie?

Owacje na festiwalu w Wenecji, zaproszenia na 90 innych festiwali filmowych, polska kandydatura do Oscara, nieustanna obecność w mediach i wąsy Roberta Więckiewicza, które odwiedziły już chyba wszystkie telewizje śniadaniowe. Nie ma wątpliwości - Andrzejowi Wajdzie opłacało się zrobić film o Lechu Wałęsie. "Opłacało" jest zresztą w opowieści o najnowszym filmie Wajdy słowem-kluczem. Niestety. 

Dyskusja o tym, jaki film ostatecznie wyszedł Andrzejowi Wajdzie to jedno. Ale dyskusja o tym, czy ten film w takiej formie z ręki tego reżysera powstać powinien - to drugie. I moim zdaniem ważniejsze. I o tej drugiej sprawie chcę się dziś wypowiedzieć.

Spotkałem się z Andrzejem Wajdą w marcu 2011 roku jako praktykant Polskiego Radia - Programu I (Dziś: Pierwszego Programu) - przygotowywałem rozmowy do audycji pożegnalnej o Andrzeju Kreutzu-Majewskim. Andrzej Wajda znał go z czasów krakowskiej ASP. Kiedy pod sam koniec wywiadu wypytywałem Wajdę o to, jaki będzie ten film o Wałęsie, usłyszałem mniej więcej takie słowa: "To będzie film dla młodych ludzi, takich jak pan, którzy niewiele wiedzą o Solidarności". 

W wywiadach Andrzej Wajda tak tłumaczy powstanie tego filmu: 
"O tym, że film „Wałęsa” jest najtrudniejszym tematem, jaki podejmowałem kiedykolwiek w ciągu moich 55 lat pracy filmowej, wiem dobrze, ale nie widzę żadnego innego reżysera, który może zrobić film o Lechu, z którego ja będę zadowolony. Nie mam wyjścia." (cytat ze strony: walesafilm.pl).

Jak dobre trzeba mieć samopoczucie i opinię na własny temat, a zarazem - jak głęboko trzeba ukryć (lub zgubić) skromność, aby wypowiedzieć te słowa? Zwróćcie uwagę - zadowolony ma być sam reżyser - nie Wałęsa, który będzie portretowany, nie widzowie, nie historycy - tylko Andrzej Wajda. W domyśle - jeśli reżyserowi się spodoba, to publiczności również, w końcu obcujemy z niekwestionowanym mistrzem polskiego kina.

Popkultura A.D. 2013 Źródło: stopklatka.pl i digitalspy.com
Od początku jestem bardzo sceptyczny wobec tego filmu. Po pierwsze uważam, że filmy fabularne na temat postaci historycznych powinno się tworzyć wtedy, gdy te postaci już nie żyją. Po drugie, jeśli już za wszelką cenę chce się robić film o żyjącym bohaterze, należy zachować obiektywizm. A w obiektywizm Andrzeja Wajdy, mimo gorących zapewnień, nie wierzę i nie uwierzę. Zbyt dobrze pamiętam kampanię prezydenta Komorowskiego z 2010 roku, kiedy to bodajże w Łazienkach Królewskich, podczas prezentacji komitetu honorowego, Wajda wygłosił płomienną mowę na temat walki z PiSem. Dziś natomiast Andrzej Wajda popiera pomysł premiera Tuska, by zniechęcać Warszawiaków do obywatelskiego udziału w referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz (jakże to "demokratyczne"!). Jeden z najwybitniejszych reżyserów polskich umościł się po jednej stronie sceny politycznej - tej samej, po której umieścił się sam Lech Wałęsa, w swoich wypowiedziach niejednokrotnie popierając Donalda Tuska. A wiadomo, że to za rządów PiS pojawiły się teorie o "Towarzyszu Bolku", to za rządów Kaczyńskiego Wałęsa płakał w telewizji, że próbuje się go zniszczyć. W tym kontekście o filmie Wajdy trzeba mówić jako o produkcie od samego początku koniunkturalnym (nawet jeśli efekt jest lepszy, niż przewidywaliśmy). W końcu to film z założenia o bohaterze, o laureacie Nobla, o legendzie. Ostatecznego odbrązowienia być nie może, bo okazałoby się, że to może nie Wałęsa, ale Anna Walentynowicz i Andrzej Gwiazda powinni być tytułowymi bohaterami filmu.

Lech Wałęsa zasługuje na film. Na obiektywny film dokumentalny, stworzony przez młode pokolenie twórców filmowych, współpracujących z konsultantami historycznymi; przez ludzi mądrych, nieuwikłanych w żaden sposób w spory, które podzieliły tamtą Solidarność (czego efekty widzimy dziś). Film, w którym znalazłaby się prawda na temat wielu decyzji Wałęsy, jego rzekomej lub nie współpracy ze służbami specjalnymi itd. Film Andrzeja Wajdy, ponieważ jest filmem fabularnym, z założenia nie może odpowiedzieć na te pytania: nie dotyczą go te same kryteria, nie można w jego kontekście mówić o ściśle rozumianej prawdzie i fałszu. A reżysera nie można z niego rozliczyć, bo zawsze obroni się argumentem, że to jego artystyczna wizja. Obraz Wajdy - reżysera, twórcy - jest kreacją odnoszącą się do realnych postaci. Każdy, kto próbuje przekonywać, że fabuła jest prawdą o wydarzeniach, jest hochsztaplerem.

Największą tragedią jest to, że Andrzej Wajda wymyślił film o Wałęsie w jakimś sensie jako remedium na książkę Pawła Zyzaka, a to tak jakby chcieć leczyć niestrawność, aplikując krople do nosa. Czarny, negatywny wizerunek Wałęsy należało przysłonić filmową, epicką, jasną w finale opowieścią. Niezależnie od walorów estetycznych samego filmu (o tym osobno), film fabularny o Wałęsie nie doda nic do dyskusji o tej niejednoznacznej, kontrowersyjnej postaci. W końcu chodziło o co innego: o wzmocnienie sypiącego się pomnika (poprzez współczesne wypowiedzi Wałęsy).

Dzieło, jakie powstało, należy uważać za twór kultury popularnej. Ku pokrzepieniu serc i radości gawiedzi.

I nauczycielek, które bez obaw zaprowadzą klasy do kina.

Ironiczne powiedzenie: "Spoko, Andrzej, szkoły przyjdą", w przeciwieństwie do legendy Wałęsy, nie straciło absolutnie nic ze swojej aktualności.

 Czy naprawdę potrzeba dziś artystycznej interpretacji działań Lecha Wałęsy? Czy może jednak rzetelnej historycznej dyskusji?


środa, 2 października 2013

Uwaga! - niesprawiedliwe kaucje?

Źródło: www.biblioteczne.pl
Okazuje się, że pojęcie "mała ojczyzna" może funkcjonować w Warszawie. Choć nie zawsze bywa właściwie rozumiane.

Jeśli mieszkasz na Bielanach, a studiujesz na uczelni, która znajduje się poza granicami tej dzielnicy, to przy zapisie do Biblioteki Publicznej im. Stanisława Staszica na terenie Dzielnicy Bielany musisz zapłacić 50 zł kaucji. Natomiast, jeśli studiujesz na UKSW czy AWF-ie (obie uczelnie znajdują się na terenie Bielan), to niezależnie, czy mieszkasz na terenie tej dzielnicy czy gdziekolwiek indziej w Warszawie (lub dojeżdżasz na zajęcia raz na dwa tygodnie z drugiego końca Polski), jesteś z kaucji zwolniony (podobnie jak mieszkańcy na stałe zameldowani w Warszawie). Studenci AWF i UKSW są w oczach dyrekcji biblioteki bielańskiej bardziej wiarygodni, a z faktu, że studiują na terenie dzielnicy wynika, że prawdopodobieństwo zniszczenia przez nich książek jest mniejsze?

A to wszystko na początku XXI wieku, gdy metropolia Warszawy się rozrasta wraz z obszarem "wspólnego biletu ZTM" i coraz częściej słychać o zniesieniu obowiązku meldunkowego. A osoby niezameldowane w Warszawie, które okażą np. umowę najmu mieszkania na terenie danej dzielnicy, mogą wybierać lokalne władze i brać udział w referendach. 

Czyli: mogę brać udział w wyborach burmistrza dzielnicy Bielany lub w referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz, ale zapisać się bezpłatnie do publicznej biblioteki - już nie. Dodajmy - biblioteki, która jest opłacana także z moich pieniędzy - właściciele mieszkania płacą podatek od wynajmu.

Podobny problem jeszcze kilka lat temu występował w bibliotekach innych dzielnic. Na szczęście, większość z nich usunęła już podobne zapisy ze swoich regulaminów. 

Wysłałem dziś zapytanie do Witolda Kona,dyrektora biblioteki na Bielanach, dlaczego taki przepis w regulaminie ma zastosowanie. Poinformuję Was o odpowiedzi, jak tylko ją otrzymam.

Uśmialiśmy się dziś z panią bibliotekarką, która przyznała, że sama nie rozumie, dlaczego tak został sformułowany.

A jakie jest Wasze zdanie? Czy biblioteki i inne instytucje publiczne mają prawo do rozróżniania ludzi na podstawie takich kryteriów? Czy spotykacie się z podobnymi zapisami w regulaminach, które budzą Wasze wątpliwości?

poniedziałek, 30 września 2013

"W imię...", czyli triumf stereotypu

Zapowiadało się nieźle - film przełamujący tabu w kraju, w którym większość obywateli deklaruje się jako wierzący i praktykujący katolicy. Wprost mówiący o problemie homoseksualizmu wśród księży. Odchodzący od schematów i uproszczeń. Niestety - od stereotypów Małgośce Szumowskiej uciec się nie udało. 

Tekst zdradza zakończenie historii.

Ośrodkiem dla trudnej młodzieży, znajdującym się  na mazurskiej wsi, zajmują się Michał i ksiądz Adam. Sprawują opiekę nad dorastającymi chłopcami, wykazującymi ogromne problemy wychowawcze, dla których ośrodek jest alternatywą wobec zakładu poprawczego.Wkrótce ksiądz zaprzyjaźnia się z miejscowym outsiderem, Szczepanem "Dynią", do którego z czasem zaczyna czuć o wiele więcej niż przyjaźń.

"W imię..." jest opowieścią przepięknie nakręconą (wyrazy uznania dla Michała Englerta). Porywającą przez pierwsze pół godziny wchodzenia w świat bohaterów ośrodka dla trudnej młodzieży, którymi opiekują się Michał (w tej roli świetny Łukasz Simlat) oraz ksiądz Adam (Andrzej Chyra). W tym czasie rażą tylko niektóre, nieliczne ujęcia (sceny biegu księdza Adama przez las - pomysł przetrawiony przez wielu reżyserów na wszystkie możliwe sposoby), czasem quasi-dokumentalizm. Po pół godzinie, gdy akcja robi się dynamiczna - razi coraz więcej: banalność założonej przez reżyserkę alegoryczności (ksiądz Adam kuszony przez Ewę, graną przez Maję Ostaszewską; scena nauki pływania Szczepana "Dyni" (Mateusz Kościukiewicz), przypominającą  konstrukcję piety, brak fabularnej ciągłości, logiczności (z ośrodka znika jeden z chłopców, po czym widzimy, jak reszta szuka go gdzieś w lesie - skąd wiedzieli, że będzie właśnie tam?). Wreszcie końcówka filmu, po której zostaje tylko złość i rozczarowanie.

Warto podkreślić dobre aktorstwo - najlepszy jest Silmat, przypominający mi  postać graną przez niego w serialu HBO "Bez tajemnic" (zdjęcia do tego serialu także Michała Englerta); całkiem dobra Ostaszewska. Andrzej Chyra za tę rolę otrzymał Złotego Lwa (choć wydaje się, że powinien on przypaść Dawidowi Ogrodnikowi za nieprawdopodobną rolę Mateusza Rosińskiego w "Chce się żyć"!). Mam wrażenie, że w kreacji księdza, szczególnie pod koniec filmu, wykorzystuje chwyty z "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" (choć bez zbyt szerokiego grania i przesady, charakterystycznej dla filmów Koterskiego). Genialna jest za to scena rozmowy Adama z siostrą (tu ukłony dla talentu Chyry). Mateusz Kościukiewicz świetnie się sprawdził w roli outsidera - jest równie outsiderski jak w "Baczyńskim" (choć tam miał lepszą fryzurę i był bez zarostu!).

Niestety, Małgośka Szumowska uległa stereotypowi, z którym - jak sądzę - chciała się mierzyć, tworząc taki film. Dziwi mnie, że za "W imię..." otrzymała nagrodę Teddy (za najlepszy film poświęcony gejom i lesbijkom) na Berlinale. Obraz homoseksualizmu, jaki wyłania się z filmu, nie dość, że jest stereotypowy, to jeszcze krzywdzący: scena biegania i zwierzęcego nawoływania się w kukurydzy (formalnie zbyt długa i przez to nużąca; jedni chwalą ten obraz nieokrzesanej, dzikiej męskości i pierwotności), opowieść o jednym z wychowanków ośrodka, który zmusza drugiego do odbywania stosunków seksualnych, co kończy się samobójstwem - oto, do czego doprowadza homoseksualizm! W ostatniej scenie wśród tłumu seminarzystów w sutannach dostrzegamy Szczepana, który odwraca się w stronę kamery i puentuje film długim, wymownym spojrzeniem. Takie zakończenie to woda na młyn dla wielu krytyków filmu, którzy użyli już oręża "homopropagandy" i "walki lewaków z Kościołem". Przesłanie dla widza jest proste - ksiądz zaraził chłopaka gejostwem, więc ten powtarza jego "błąd" i postanawia wejść w świat kapłański, gdzie homoseksualizm się pleni. Puenta filmu jest więc zmieszaniem stereotypu i prawdy oczywistej (nie dla wszystkich), którą trzeba nazwać truizmem czy wręcz banałem. A w dodatku potwierdzeniem absurdalnej tezy Tomasza Terlikowskiego, że Kościół chcą od środka zniszczyć homoseksualiści, którzy jako księża będą bałamucić młodzież. 

Czyżby o to chodziło Małgośce Szumowskiej? Dlaczego zdecydowała się na takie zakończenie filmu, za które powinna otrzymać nagrodę, ale raczej "Frondy"? 

Myślę, że prawda o homoseksualizmie w Kościele jest trochę inna. Wielu młodych homoseksualnych chłopaków, dostrzegając brak akceptacji społecznej dla ich "innej" miłości, zwraca się w kierunku Kościoła; część z nich myśli poważnie o życiu kapłana - to szansa na wyniesienie "grzesznej" miłości do rangi miłości czystej, skierowanej ku Bogu. Jednostki spośród tej części ten pomysł realizują. Jednym się udaje, inni rezygnują, część rezygnuje z idealizmu i realizuje w seminarium swoje popędy. Ale odpowiedzialność za to, że wśród księży jest spory odsetek homoseksualistów ponosi cała społeczność. W kraju, w którym można kochać, kogo się chce i mówić o tym wprost, ksiądz Adam nie byłby księdzem, tylko żyłby w szczęśliwym związku z mężczyzną, nikt by tego nie potępiał. I tego szerszego spojrzenia na społeczny problem zabrakło mi w filmie Małgorzaty Szumowskiej. Bez niego film staje się karykaturą tego, czym w założeniu twórców miał być. Obrazem homoseksualizmu, który zaraża, wciąga, degraduje. 

Aktu nieuporządkowanego.

Małgośka Szumowska tłumaczy teraz, po premierze filmów, że film nie jest kontrowersyjny, bo homoseksualizm to jest w ogóle jakiś dalszy plan, a najważniejsza jest samotność księża. Nie wiem, co o tym sądzicie, dla mnie to odwracanie kota ogonem. Czyżby dystrybutorzy lub producenci wymusili takie posunięcie, aby zwiększyć frekwencję?... 

wtorek, 10 września 2013

Tak było - "Kontrkultura" z Parku Saskiego

A dziś króciutko - fotograficzne wspomnienia naszej sobotniej audycji, która rozpoczęła jednocześnie z akcją Narodowe Czytanie dzieł Aleksandra Fredry. Byliśmy jedynym programem, który nadawał stamtąd audycję na żywo!

A jutro nie lada gratka ;) zobaczycie to, czego nawet w Czwórce nie było widać ;)

Niezastąpiona Kasia Kornet - nasz wydawca, Marcin Mitzner, Bogusia Marszalik, Katarzyna Kwiecień i ja.



poniedziałek, 9 września 2013

Xavier Dolan nagrodzony w Wenecji

Członkowie jury FIPRESCI (Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych) 70. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji uznali najnowszy film Xaviera Dolana "Tom at the farm" najlepszym filmem w konkursie głównym.


"Tom at the farm" to czwarty film młodego kanadyjskiego reżysera. Po raz pierwszy temat homoseksualizmu został poruszony przez niego w kontekście problematyki społecznej. Film Dolana to thriller psychologiczny, a w roli głównej zobaczymy - jak zwykle - samego reżysera. 

Film powstał na podstawie sztuki Michaela Marca Boucharda pod tym samym tytule. Jej bohaterem jest Tom, który popada w depresję po śmierci swego partnera. Pewnego dnia poznaje jego rodziców i odkrywa, że nie byli oni świadomi ani orientacji seksualnej swojego syna, ani relacji, jakie łączyły go z Tomem. 

Film trafi do polskich kin w 2014 roku.

niedziela, 8 września 2013

Sasha Strunin i zespoły etno

Ale się dziś działo w "Kontrkulturze"!

Z powodów osobistych gość, który miał się u nas zjawić, w piątek odwołał spotkanie. Dlatego na ostatnią chwilę trwały poszukiwania kogoś w zastępstwie. I wtedy przyszedł do nas mail z informacją prasową, która poniżej:


Warszawa, wrzesień 2013


MŁODA SCENA

czwartkowy ogień w Banjaluce





Masz zespół, który zaczyna karierę albo stoi u progu wielkiej kariery? Łączysz w swoim brzmieniu muzykę etniczną ze współczesnymi elementami elektronicznymi? Masz ochotę zagrać na większej scenie, dobrze się bawić oraz wziąć udział w festiwalu dla młodych zespołów? Muzyczna scena w nowej, odmienionej Banjaluce jest to idealne miejsce na prezentację swojej muzyki przed warszawską publicznością.



Co tydzień we wtorek wybierzemy nowy zespół, który wystąpi w kolejny czwartek jako gwiazda tygodnia na „Młodej Scenie” w nowej Banjaluce. Zwycięzcy kolejnych edycji otrzymają również zaproszenie na festiwal, jaki planujemy na maj przyszłego roku (05.2014). Główną nagrodą podczas przyszłorocznego Festiwalu będzie nagroda pieniężna (5000 PLN) oraz możliwość profesjonalnego nagrania singla w Quality Studio w Warszawie.



Poniżej regulamin konkursu:



Rozpoczęcie akcji: 4 września 2013

Zakończenie akcji: 30 kwietnia 2014

Festiwal: maj 2014 (wszyscy, którzy wystąpili na scenie muzycznej Banjaluki)



Zgłoszenia do konkursu można składać 3 razy (od 4 września 2013 do 30 kwietnia 2014).



Zgłoszenia należy kierować na fanpage Banjaluki (https://www.facebook.com/BANJALUKA.WWA) prywatnej wiadomości wraz z linkiem do www.soundcloud.com. Wówczas Alexandra Strunin dokona selekcji i zamieści propozycje konkursowe na fanpage'u BanjaLuki. Na ostateczną ilość punktów składa się suma ilości lajków na fanpage'u (1 lajk=1 punkt) oraz punkty przyznane przez członków jury: Alexandrę Strunin i Marcina Wachowicza.

Każdy juror wybiera 3 zespoły w określonym tygodniu i przyznaje punkty za:

1 miejsce - 150 punktów

2 miejsce - 100 punktów

3 miejsce - 50 punktów



W przypadku remisu – decydujący głos ma juror główny konkursu: Alexandra Strunin.



Alexandra Strunin powraca po długiej przerwie z odważną płytą. Pod koniec 2013 roku artystka wyda swój album przy współpracy z utalentowaną, niezależną ekipą i będzie mogła pokazać światu swoje dojrzalsze oblicze. Pierwszy autorski album o tytule "Viscera" (łac. wnętrzności) nagrała i zmiksowała ze świetnymi muzykami, którzy dodali do jej albumu wiele ciekawych brzmień: kontrabas i bas - Maciej Matysiak, bębny afrykańskie - Bogusz Wekka, dilruba i sitar - Tomasz Osiecki, perkusja - Daniel Kapustka, fortepian - Damian Pietrasik.

Marcin Wachowicz – twórca Banjaluki i wielki miłośnik Bałkan.

 MŁODA SCENA

w każdy czwartek, godz. 20.00

Banjaluka

ul. Szkolna 2/4
Warszawa
To bardzo intrygujące, że gwiazdeczka pop, która zasłynęła skąpym strojem w półfinale Eurowizji i występem w Big Brotherze, została "ambasadorem" i głównym jurorem jakiegoś konkursu dla młodych talentów w warszawskiej knajpie. To znaczy - niewiele w tym ciekawego, bardziej irytujące jest natomiast to, że ktoś postanowił w ten sposób promować knajpę i za wszelką cenę, z tupetem, dobija się do mediów.  Byłem ciekaw, jakie kompetencje posiada Aleksandra (Alexandra? Sasha?) Strunin, aby oceniać muzyków etno, dlaczego jeden jej głos ma wartość stu pięćdziesięciu głosów internautów - i dlatego pojawiła się w naszej "Kontrkulturze". A towarzyszyła jej Agnieszka Borek z Banjaluki.

Myślałem, że Alexandra mnie zaskoczy. Że okaże się fanką etno, która jeździ na festiwale, Zaskoczyła. Tym, jak trafnie oceniłem jej "kompetencje". Kto słuchał, ten wie! Zielonego pojęcia o muzyce etno. Nie potrafiła nawet wymienić nazw zespołów, które etno grają (podobno słucha).Z wielkim trudem wymieniła jeden, który grał dwadzieścia, trzydzieści lat temu.

Niezmiernie wkurza mnie, że szefowie Banjaluki postanowili wytrzeć sobie gębę muzyką etno. Znam ludzi, którzy zajmują się nią od wielu, wielu lat, znają się na niej (w Polskim Radiu działa Radiowe Centrum Kultury Ludowej, a w Czwórce swoje audycje ma Maciek Szajkowski) - to są eksperci, profesjonaliści. Od półtora roku jestem wydawcą audycji "Słuchaj świata", w której Kuba Borysiak gra muzykę świata, etno, folk - i w dalszym ciągu jest ona dla mnie wielką tajemnicą. Nie wiem, jak wielkie trzeba mieć ego, żeby w wieku 23 lat oceniać inne "młode talenty". Organizatorzy piszą, że "Alexandra Strunin wspiera młode zespoły".

Wspiera? A może sama się nimi podpiera?

 Pomysł dobry - należy wspierać młodych twórców. Ale trzeba uważać, kogo czyni się ambasadorem swoich przedsięwzięć. Chyba, że przedsięwzięcie to jedna wielka lipa, zwycięzca festiwalu już dawno ustalony, a chodzi tylko o to, by wypromować przejętą knajpę.

A muzycy - niech grają etno do kotleta. 

niedziela, 1 września 2013

[Kontrkultura] - opowieść o Papuszy

Jej życie jest owiane tajemnicą, pełne niewyjaśnionych okoliczności, mierzone innym - cygańskim - czasem. Papusza - Cyganka, poetka, odkryta przez Jerzego Ficowskiego, jedna z niewielu cygańskich kobiet, które nauczyły się samodzielnie czytać i pisać. Szykanowana za to, że odważyła się wykroczyć poza przyjętą rolę kobiety. Niedawno nakładem wydawnictwa Czarne ukazała się książka poświęcona Papuszy. Jej autorka, Angelika Kuźniak, będzie dziś naszym gościem.

W "Akcji - adaptacji!" na tapet weźmiemy "Nędzników", a w "Poczytalni" przeniesiemy się do pewnego szwajcarskiego miasteczka.

Na dwie godziny kulturalnych wrażeń zapraszamy do Czwórki w samo południe!

Bogusia Marszalik i Paweł Siwek

sobota, 31 sierpnia 2013

[Kontrkultura]: Jak animować animatora?

Mieszkasz gdziekolwiek w Polsce? Jesteś animatorem kultury - muzealnikiem? Jeśli tak, to zgłoś swój pomysł do Towarzystwa Inicjatyw Twórczych "Ę", a jeśli okaże się najlepszy - zostaniesz zaproszona/y na dwutygodniowy pobyt twórczy do Warszawy, podczas którego zrealizujesz swój projekt.
Tak w uproszczeniu funkcjonuje "Animator in residence", do którego nabór trwa do 5.września. W studiu Czwórki zagości koordynatorka przedsięwzięcia, Karolina Pluta, która opowie o warunkach, jakie należy spełnić. A zgłosić się warto! Wypytamy też o inne przedsięwzięcia Towarzystwa.

"Kontrkultura" zabierze Was dziś także do Płocka i Kostrzyna. Dowiemy się również, jakiego filmu nie widziała jeszcze Kamila Baar.

A poza tym jak zawsze dźwiękowy konkurs i książka na lato - bo ono wciąż trwa!

Zapraszamy do Czwórki w samo południe!
Bogusia Marszalik i Paweł Siwek

piątek, 30 sierpnia 2013

"Kontrkultura" na żywo z Ogrodu Saskiego!

No to mogę oficjalnie zaprosić Was w sobotę, 7.września do słuchania wyjątkowej "Kontrkultury", którą poprowadzimy na żywo z Ogrodu Saskiego w Warszawie, gdzie odbędzie się Narodowe Czytanie - tym razem dzieł Aleksandra Fredry. Do rozmowy na temat dzieł Fredry zaprosimy m.in. aktorów, którzy pojawią się na Narodowym Czytaniu.

Przygotowania trwają - na pewno będzie to wyjątkowe wydanie naszej audycji - dla mnie po raz pierwszy z pleneru ;) trzymać kciuki!

czwartek, 29 sierpnia 2013

"Kiedy jestem zła, jestem jeszcze lepsza..." - skandalistka Mae West

Jej ustami fascynował się Salvador Dali, talią - słynna Schiaparelli, a film z jej udziałem chciał stworzyć sam Federico Fellini. Czym uwodziła i fascynowała Mae West, skandalistka Hollywoodu lat 30.? 

Trudno odpowiedzieć na to pytanie, gdy dziś ogląda się ją na ekranie. Dorodną, ze scenicznym, ciągle jednakowym uśmiechem i charakterystyczną nosową barwą głosu. Środki aktorskie Mae West niewątpliwie trącą dziś myszką, a jej filmowy wizerunek pewnej siebie kokoty przypomina ruchomą lalę. Tym bardziej trudno uwierzyć, że w 1934 roku była najlepiej opłacaną aktorką w Ameryce, wyprzedzając Marlenę Dietrich i Charliego Chaplina. 

A wszystko zaczęło się u schyłku XIX wieku na nowojorskim Brooklynie. Mary Jane West, bo tak brzmiało jej prawdzie nazwisko, urodziła się w rodzinie byłego boksera, Jacka Westa i Matyldy Doelger. To właśnie ojciec zbudował kilkuletniej córce drewnianą scenę, aby miała gdzie występować. A w wieku 8 lat postawiła pierwsze kroki na tej profesjonalnej - początkowo w konkursach amatorów, które odbywały się w czasie antraktów zawodowych przedstawień. Od początku zakochana w świetle reflektorów - opowiadała anegdotę według której, gdy za pierwszym razem stanęła w kulisach profesjonalnej sceny i zobaczyła aktora, na którego pada snop silnego światła, zapytała kogoś z obsługi technicznej, czy ją również otoczy blask, gdy znajdzie się już na scenie. "Reflektor cię znajdzie", miał odpowiedzieć mężczyzna. Jednak, gdy jej występ się rozpoczął, a światło wciąż nie padało na drobną postać Mary, ta zawołała na cały teatr: "Gdzie, u licha, jest mój reflektor?" 

Anegdota miała swój optymistyczny finał - reflektor ją odnalazł i to na długie lata, ponieważ Mary (a potem Mae) West, zanim stała się gwiazdą Hollywoodu (i uratowała od bankructwa wytwórnię Paramount), zabłysnęła w teatrach Nowego Jorku. Błyszczała i skandalizowała - jej pierwsza sztuka Sex została zdjęta z afisza, a ona sama trafiła na kilka dni do więzienia pod zarzutem obrazy moralności. Z tego powodu w drugiej sztuce, zatytułowanej The Drug, a traktującej wprost o homoseksualizmie, przezornie nie wystąpiła. 



Była kreatorką swoich sztuk - reżyserzy niewiele mieli do powiedzenia. Grała postaci kobiet czasem istotnie wątpliwej moralności, zagubionych w męskim świecie, żałujących swoich postępków i pragnących prawdziwej miłości; czasem przeistaczała się w wampa. To za czasów teatru stworzyła jeden ze swoich słynnych wizerunków: Diamond Lil. A trzeba dodać, że brylanty uwielbiała... 

Do Hollywoodu pojechała jako "duża dziewczynka z dużego miasta", która nie będzie robiła niczego, na co nie ma ochoty. I rzeczywiście tak było. Potrafiła postawić na swoim, niejednokrotnie rezygnowała z lukratywnych ról tylko dlatego, że nie odpowiadał jej scenariusz i terminy zdjęciowe (w ten sposób odmówiła udziału w jednym z filmów z Elvisem Presleyem, choć funkcjonuje jeszcze jedno wyjaśnienie, dlaczego jej udział nie doszedł do skutku - podobno menedżerowie Presleya obawiali się, że Mae West przyćmi na ekranie gwiazdę rock'n'rolla). 

Życiorys tej gwiazdy kina lat 30. przybliża książka Charlotte Chandler "Mae West", która ukazała się niedawno nakładem wydawnictwa Prószyński i Spółka. W założeniu jest to biografia, choć amerykańskie pojęcie biografii i biografistyki odbiega od naszego, najbezpieczniej więc powiedzieć o tej książce, że jest czymś w rodzaju zbeletryzowanej biografii lub zapisem mitu, jaki na swój temat stworzyła Mae West. Charlotte Chandler nie ma w zwyczaju bowiem weryfikować wielu faktów z życia aktorki, pierwsze kilkadziesiąt stron jest na dobrą sprawę zapisem wspomnień sielankowego, nadzwyczaj szczęśliwego dzieciństwa, w którym Mary jest Słońcem, a rodzice i cała reszta - planetami krążącymi wokół niej. Niewątpliwym atutem są natomiast m.in. opisy sztuk, które grała na Broadwayu, dające pojęcie o jej twórczości.

Mae West była odważną, nietuzinkową kobietą, otwarcie mówiącą o kobiecej seksualności, czym wzbudzała zachwyt (szczególnie męskiej części widowni), a jednocześnie nieustające oburzenie opinii publicznej. Jej prowokacyjność powodowała, że wielokrotnie miała problemy z amerykańską cenzurą. A jak dziś rozumieć znaczenie, jakie dla kultury amerykańskiej wniosła Mae West? I dlaczego tak niewielu dziś o niej pamięta, choć z pewnością była ikoną seksu - i to na dwadzieścia lat przed Marylin Monroe? Tego dowiecie się, słuchając zapisu audycji "Rozmowy po zmroku" z 13.sierpnia 2013 roku, w której gościłem prof. Marka Hendrykowskiego z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, krytyka filmowego Andrzeja Kołodyńskiego i redaktora prowadzącego serię biografii Charlotte Chandler, Adriana Markowskiego. Audycji można posłuchać tutaj: http://www.polskieradio.pl/8/2222/Artykul/909958/ .

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Dzień wolnego: Termy Mszczonowskie

Po ponad dwóch ciężkich tygodniach udało się nam wykroić dzień wolnego. Zamiast Warszawianki czy innych basenów postanowiliśmy przetestować Termy Mszczonowskie - niecałe 50 km od Warszawy.

Termy Mszczonowskie na tle podobnych ośrodków wypadają,delikatnie mówiąc - dość skromnie. Baseny (łącznie 5) są nieduże, a tylko jeden z nich znajduje się wewnątrz budynku. Po pierwsze - koniecznie weźcie ze sobą gotówkę, bo tylko nią można zapłacić za bilety. Warto wziąć ze sobą także coś do jedzenia - ceny w tamtejszym barku wyższe od tych w centrum Warszawy, a poza tym obowiązują jakieś absurdalne dopłaty (np. złotówkę za prażoną cebulkę lub sos do hamburgera). Plusem są naprawdę tanie bilety - 10 zł/h (ulgowy) i 13/h (normalny) - poza weekendem i do 16.00 i możliwość skorzystania z sauny za dopłatą (1 zł/2 h).Generalnie bez jakichś rewelacji, ale można odwiedzić to miejsce.

Za to jeśli będziecie przejeżdżać przez Mszczonów (np. trasą S8 w kierunku Wrocławia), koniecznie wstąpcie do przydrożnej "Karczmy u Wodnika". Z drogi jest to słabo reklamowane miejsce, a gotują w nim pysznie! Wzięliśmy flaki i biały barszcz oraz schab z cebulką i golonkę - porcje olbrzymie, wszystko świeże, smażone buraki i czerwona kapusta (prawie) jak w domu. Polecają to miejsce na Gastronautach i mają rację!


niedziela, 2 czerwca 2013

[Kontrkultura] Festiwal Dwa Teatry i wystawy w Narodowym

XIII Festiwal Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji Polskiej "Dwa Teatry" już na półmetku. W "Kontrkulturze" przedstawimy najświeższe nagrania z gośćmi i jurorami. Opowiemy także m.in. o wystawie prac Marka Rothko w Muzeum Narodowym w Warszawie oraz o kradzieży obrazów Claude'a Moneta i Augusta Renoira z Muzeum Marmottan w Paryżu w 1985 roku.
Prócz tego do wygrania zaproszenia i książki.

Zaczynamy w Czwórce tuż po 12. Zapraszamy!

sobota, 1 czerwca 2013

Ifi Ude i Warszawska Schadzka

Piosenkarka, kompozytorka i autorka tekstów będzie gościem dzisiejszej "Kontrkultury".
Ifi Ude  pracuje właśnie nad debiutanckim albumem. Niedawno ukazał się trzeci singiel, zatytułowany "ArkTika".


Z artystką porozmawiamy m.in. o pracach nad debiutancką płytą oraz projekcie "Panny wyklęte", w którym wzięła udział.

Wpadnie też do nas Konrad Szczęsny z warszawskiej polonistyki, który opowie o współczesnej literaturze dla dzieci i młodzieży; przybędą również przedstawiciele stowarzyszenia Warszawski Funk, z którymi porozmawiamy o "Warszawskiej schadzce" - imprezie promującej stołeczną kulturę niezależną.

Dla oszczędnych - kulturalna promocja "2 w 1". I to nad morzem!

Kontrkultura w radiowej Czwórce startuje niezmiennie o 12. Zapraszamy!

piątek, 31 maja 2013

Skradziono rzeźbę z nagrobka Krzysztofa Kieślowskiego

Dotarła dziś do mnie przykra informacja. W nocy z 29 na 30. maja nieznani sprawcy ukradli rzeźbę z nagrobka Krzysztofa Kieślowskiego, przedstawiającą dłonie kadrujące obraz. Jej autorem jest Krzysztof M. Bednarski, który przesłał mi poniższe zdjęcia.




poniedziałek, 18 marca 2013

"Baczyński"

Jeden z najchętniej czytanych polskich poetów powraca - tym razem w kinie


"Baczyński" w reżyserii Kordiana Piwowarskiego to blisko 70-minutowa filmowa impresja na temat twórczości Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Nazywam ją impresją, choć sami autorzy uznali film za "poetycko-biograficzny", a niektórzy recenzenci - za "dokument fabularyzowany". Trudno o jednoznaczne gatunkowe przyporządkowanie, zresztą - jest to sprawa drugorzędna. 

Obraz jest połączeniem dwóch planów - współczesnego spotkania z poezją Baczyńskiego (zapis poetyckiego slamu z 2011 roku z okazji 90. rocznicy urodzin poety) oraz fragmentarycznym przedstawieniem biografii. Kluczem łączącym współczesność i historię, a zarazem "narracją" opowiadającą o życiu poety jest jego poezja. To ciekawe, nienachalne rozwiązanie - Baczyński przemawia poprzez swoją twórczość, autorzy filmu nie silili się na konstruowanie potencjalnych dialogów i pełnej, spójnej, epickiej opowieści z tragicznym finałem. Widzimy Baczyńskiego (w tej roli Mateusz Kościukiewicz) wędrującego po górach, na tajnych kompletach, na spotkaniach poetyckich czy przygotowującego się do powstańczych akcji. Komentarzem do tych obrazów są wiersze, recytowane przez slamerów. Prócz tego w filmie pojawiają się wypowiedzi dwóch osób, które jako ostatnie pamiętają Baczyńskiego - sanitariuszki, która była świadkiem jego śmierci oraz powstańca z grupy, do której należał poeta. 

"Baczyński" Piwowarskiego to przede wszystkim ciekawy eksperyment filmowy. Na uznanie zasługuje poetyckość kadrów, przeplatanie się płaszczyzn oraz muzyka Bartosza Chajdeckiego. Twórcy - niestety - nie ustrzegli się przed tautologiami (w wierszu pojawia się niebo, więc trzeba pokazać je w kadrze), jednak są one nieliczne. Największe zastrzeżenie budzi sposób przedstawienia Baczyńskiego. Mam wrażenie, że twórcy postanowili ulepić go z introwertyzmu, zwątpienia i niepewności - cech, które doskonale można wyczytać z jego wierszy. Tym torem podążył Mateusz Kościukiewicz (skądinąd świetny wybór aktora, na ekranie bywa łudząco podobny do Baczyńskiego, jakiego znamy ze zdjęć), budując postać z bardzo delikatnych, drobnych gestów i min, dobrze grając detalami. Pytanie, czy jednak film odkrywa coś, co o Baczyńskim do tej pory nie wiedzieliśmy? Niestety, chyba nie. Tomasz Raczek w świetnej recenzji podkreśla, że przedstawiony Baczyński jest "astygmatyczny": "Co było niejasne, pozostaje niejasne. Co było odległe, pozostaje niezbliżone. Co niepokoiło deklaratywnością, nadal nie spogląda w oczy". Trudno się z tą opinią nie zgodzić. Mam wrażenie, że twórcy, którym chodziło o spopularyzowanie Baczyńskiego, potraktowali popularyzowanie i odkrywanie jako cele rozłączne. A szkoda, bo można było uniknąć powielania szkolnych i narodowościowych mitów.

Szkoły na "Baczyńskiego" pójdą, Wy - mimo niedociągnięć - też zobaczcie, wszak eksperymenty mają to do siebie, że nie zawsze w pełni się udają.


"Baczyński" - reż. Kordian Piwowarski
w rolach głównych: Mateusz Kościukiewicz, Katarzyna Zawadzka
zdjęcia: Piotr Niemyjski
muzyka: Bartosz Chajdecki

niedziela, 10 marca 2013

Themersonowie i żywe trupy...

Wystawa dzieł Franciszki i Stefana Themersonów oraz pierwsza na świecie adaptacja komiksu "Żywe trupy" w formie słuchowiska - oto tematy dzisiejszej "Kontrkultury"!

"Themersonowie i awangarda" to tytuł wystawy, którą od 22.lutego można oglądać w Muzeum Sztuki w Łodzi. To prezentacja dzieł Franciszki i Stefana Themersonów, malarki i pisarza, którzy w latach 30. i 40. dokonali przełomu w dziedzinie filmu eksperymentalnego.

Filmy Themersonów jak "Apteka", "Przygoda człowieka poczciwego" czy "Oko i ucho", mimo różnych środków, są efektem połączenia różnych dziedzin sztuki: obrazu malarskiego, fotogramu, tekstu literackiego i muzyki ("Oko i ucho" to próba wizualizacji Słopiewni Karola Szymanowskiego do tekstów Juliana Tuwima). 



Na wystawie można oglądać także m.in. fotogramy Stefana Themersona, obrazy Franciszki oraz ich wspólne publikacje w założonym przez nich wydawnictwie Gaberbocchus Press. Themersonowie tworzyli książki, które z dzisiejszej perspektywy można by nazwać "książkami artystycznymi", w których równoważne były tekst i obraz. Nazywali je - przekornie, w sprzeciwie wobec bestsellerów - "bestlookerami". Stefan Themerson jest także twórcą poezji semantycznej. O ich dziełach porozmawiamy z kuratorem łódzkiej wystawy, Pawłem Politem. 

Do studia Czwórki przybędą także twórcy ze studia Sound Tropez, które - jako pierwsze na świecie - przygotowało adaptację kultowego komiksu "Żywe trupy" w formie słuchowiska. 


To nie wszystko, co przygotowaliśmy. Weekendowa porcja kultury w "Kontrkulturze" - startujemy po 12!