Banner gora

środa, 2 października 2013

Uwaga! - niesprawiedliwe kaucje?

Źródło: www.biblioteczne.pl
Okazuje się, że pojęcie "mała ojczyzna" może funkcjonować w Warszawie. Choć nie zawsze bywa właściwie rozumiane.

Jeśli mieszkasz na Bielanach, a studiujesz na uczelni, która znajduje się poza granicami tej dzielnicy, to przy zapisie do Biblioteki Publicznej im. Stanisława Staszica na terenie Dzielnicy Bielany musisz zapłacić 50 zł kaucji. Natomiast, jeśli studiujesz na UKSW czy AWF-ie (obie uczelnie znajdują się na terenie Bielan), to niezależnie, czy mieszkasz na terenie tej dzielnicy czy gdziekolwiek indziej w Warszawie (lub dojeżdżasz na zajęcia raz na dwa tygodnie z drugiego końca Polski), jesteś z kaucji zwolniony (podobnie jak mieszkańcy na stałe zameldowani w Warszawie). Studenci AWF i UKSW są w oczach dyrekcji biblioteki bielańskiej bardziej wiarygodni, a z faktu, że studiują na terenie dzielnicy wynika, że prawdopodobieństwo zniszczenia przez nich książek jest mniejsze?

A to wszystko na początku XXI wieku, gdy metropolia Warszawy się rozrasta wraz z obszarem "wspólnego biletu ZTM" i coraz częściej słychać o zniesieniu obowiązku meldunkowego. A osoby niezameldowane w Warszawie, które okażą np. umowę najmu mieszkania na terenie danej dzielnicy, mogą wybierać lokalne władze i brać udział w referendach. 

Czyli: mogę brać udział w wyborach burmistrza dzielnicy Bielany lub w referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz, ale zapisać się bezpłatnie do publicznej biblioteki - już nie. Dodajmy - biblioteki, która jest opłacana także z moich pieniędzy - właściciele mieszkania płacą podatek od wynajmu.

Podobny problem jeszcze kilka lat temu występował w bibliotekach innych dzielnic. Na szczęście, większość z nich usunęła już podobne zapisy ze swoich regulaminów. 

Wysłałem dziś zapytanie do Witolda Kona,dyrektora biblioteki na Bielanach, dlaczego taki przepis w regulaminie ma zastosowanie. Poinformuję Was o odpowiedzi, jak tylko ją otrzymam.

Uśmialiśmy się dziś z panią bibliotekarką, która przyznała, że sama nie rozumie, dlaczego tak został sformułowany.

A jakie jest Wasze zdanie? Czy biblioteki i inne instytucje publiczne mają prawo do rozróżniania ludzi na podstawie takich kryteriów? Czy spotykacie się z podobnymi zapisami w regulaminach, które budzą Wasze wątpliwości?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz