Banner gora

sobota, 31 sierpnia 2013

[Kontrkultura]: Jak animować animatora?

Mieszkasz gdziekolwiek w Polsce? Jesteś animatorem kultury - muzealnikiem? Jeśli tak, to zgłoś swój pomysł do Towarzystwa Inicjatyw Twórczych "Ę", a jeśli okaże się najlepszy - zostaniesz zaproszona/y na dwutygodniowy pobyt twórczy do Warszawy, podczas którego zrealizujesz swój projekt.
Tak w uproszczeniu funkcjonuje "Animator in residence", do którego nabór trwa do 5.września. W studiu Czwórki zagości koordynatorka przedsięwzięcia, Karolina Pluta, która opowie o warunkach, jakie należy spełnić. A zgłosić się warto! Wypytamy też o inne przedsięwzięcia Towarzystwa.

"Kontrkultura" zabierze Was dziś także do Płocka i Kostrzyna. Dowiemy się również, jakiego filmu nie widziała jeszcze Kamila Baar.

A poza tym jak zawsze dźwiękowy konkurs i książka na lato - bo ono wciąż trwa!

Zapraszamy do Czwórki w samo południe!
Bogusia Marszalik i Paweł Siwek

piątek, 30 sierpnia 2013

"Kontrkultura" na żywo z Ogrodu Saskiego!

No to mogę oficjalnie zaprosić Was w sobotę, 7.września do słuchania wyjątkowej "Kontrkultury", którą poprowadzimy na żywo z Ogrodu Saskiego w Warszawie, gdzie odbędzie się Narodowe Czytanie - tym razem dzieł Aleksandra Fredry. Do rozmowy na temat dzieł Fredry zaprosimy m.in. aktorów, którzy pojawią się na Narodowym Czytaniu.

Przygotowania trwają - na pewno będzie to wyjątkowe wydanie naszej audycji - dla mnie po raz pierwszy z pleneru ;) trzymać kciuki!

czwartek, 29 sierpnia 2013

"Kiedy jestem zła, jestem jeszcze lepsza..." - skandalistka Mae West

Jej ustami fascynował się Salvador Dali, talią - słynna Schiaparelli, a film z jej udziałem chciał stworzyć sam Federico Fellini. Czym uwodziła i fascynowała Mae West, skandalistka Hollywoodu lat 30.? 

Trudno odpowiedzieć na to pytanie, gdy dziś ogląda się ją na ekranie. Dorodną, ze scenicznym, ciągle jednakowym uśmiechem i charakterystyczną nosową barwą głosu. Środki aktorskie Mae West niewątpliwie trącą dziś myszką, a jej filmowy wizerunek pewnej siebie kokoty przypomina ruchomą lalę. Tym bardziej trudno uwierzyć, że w 1934 roku była najlepiej opłacaną aktorką w Ameryce, wyprzedzając Marlenę Dietrich i Charliego Chaplina. 

A wszystko zaczęło się u schyłku XIX wieku na nowojorskim Brooklynie. Mary Jane West, bo tak brzmiało jej prawdzie nazwisko, urodziła się w rodzinie byłego boksera, Jacka Westa i Matyldy Doelger. To właśnie ojciec zbudował kilkuletniej córce drewnianą scenę, aby miała gdzie występować. A w wieku 8 lat postawiła pierwsze kroki na tej profesjonalnej - początkowo w konkursach amatorów, które odbywały się w czasie antraktów zawodowych przedstawień. Od początku zakochana w świetle reflektorów - opowiadała anegdotę według której, gdy za pierwszym razem stanęła w kulisach profesjonalnej sceny i zobaczyła aktora, na którego pada snop silnego światła, zapytała kogoś z obsługi technicznej, czy ją również otoczy blask, gdy znajdzie się już na scenie. "Reflektor cię znajdzie", miał odpowiedzieć mężczyzna. Jednak, gdy jej występ się rozpoczął, a światło wciąż nie padało na drobną postać Mary, ta zawołała na cały teatr: "Gdzie, u licha, jest mój reflektor?" 

Anegdota miała swój optymistyczny finał - reflektor ją odnalazł i to na długie lata, ponieważ Mary (a potem Mae) West, zanim stała się gwiazdą Hollywoodu (i uratowała od bankructwa wytwórnię Paramount), zabłysnęła w teatrach Nowego Jorku. Błyszczała i skandalizowała - jej pierwsza sztuka Sex została zdjęta z afisza, a ona sama trafiła na kilka dni do więzienia pod zarzutem obrazy moralności. Z tego powodu w drugiej sztuce, zatytułowanej The Drug, a traktującej wprost o homoseksualizmie, przezornie nie wystąpiła. 



Była kreatorką swoich sztuk - reżyserzy niewiele mieli do powiedzenia. Grała postaci kobiet czasem istotnie wątpliwej moralności, zagubionych w męskim świecie, żałujących swoich postępków i pragnących prawdziwej miłości; czasem przeistaczała się w wampa. To za czasów teatru stworzyła jeden ze swoich słynnych wizerunków: Diamond Lil. A trzeba dodać, że brylanty uwielbiała... 

Do Hollywoodu pojechała jako "duża dziewczynka z dużego miasta", która nie będzie robiła niczego, na co nie ma ochoty. I rzeczywiście tak było. Potrafiła postawić na swoim, niejednokrotnie rezygnowała z lukratywnych ról tylko dlatego, że nie odpowiadał jej scenariusz i terminy zdjęciowe (w ten sposób odmówiła udziału w jednym z filmów z Elvisem Presleyem, choć funkcjonuje jeszcze jedno wyjaśnienie, dlaczego jej udział nie doszedł do skutku - podobno menedżerowie Presleya obawiali się, że Mae West przyćmi na ekranie gwiazdę rock'n'rolla). 

Życiorys tej gwiazdy kina lat 30. przybliża książka Charlotte Chandler "Mae West", która ukazała się niedawno nakładem wydawnictwa Prószyński i Spółka. W założeniu jest to biografia, choć amerykańskie pojęcie biografii i biografistyki odbiega od naszego, najbezpieczniej więc powiedzieć o tej książce, że jest czymś w rodzaju zbeletryzowanej biografii lub zapisem mitu, jaki na swój temat stworzyła Mae West. Charlotte Chandler nie ma w zwyczaju bowiem weryfikować wielu faktów z życia aktorki, pierwsze kilkadziesiąt stron jest na dobrą sprawę zapisem wspomnień sielankowego, nadzwyczaj szczęśliwego dzieciństwa, w którym Mary jest Słońcem, a rodzice i cała reszta - planetami krążącymi wokół niej. Niewątpliwym atutem są natomiast m.in. opisy sztuk, które grała na Broadwayu, dające pojęcie o jej twórczości.

Mae West była odważną, nietuzinkową kobietą, otwarcie mówiącą o kobiecej seksualności, czym wzbudzała zachwyt (szczególnie męskiej części widowni), a jednocześnie nieustające oburzenie opinii publicznej. Jej prowokacyjność powodowała, że wielokrotnie miała problemy z amerykańską cenzurą. A jak dziś rozumieć znaczenie, jakie dla kultury amerykańskiej wniosła Mae West? I dlaczego tak niewielu dziś o niej pamięta, choć z pewnością była ikoną seksu - i to na dwadzieścia lat przed Marylin Monroe? Tego dowiecie się, słuchając zapisu audycji "Rozmowy po zmroku" z 13.sierpnia 2013 roku, w której gościłem prof. Marka Hendrykowskiego z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, krytyka filmowego Andrzeja Kołodyńskiego i redaktora prowadzącego serię biografii Charlotte Chandler, Adriana Markowskiego. Audycji można posłuchać tutaj: http://www.polskieradio.pl/8/2222/Artykul/909958/ .

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Dzień wolnego: Termy Mszczonowskie

Po ponad dwóch ciężkich tygodniach udało się nam wykroić dzień wolnego. Zamiast Warszawianki czy innych basenów postanowiliśmy przetestować Termy Mszczonowskie - niecałe 50 km od Warszawy.

Termy Mszczonowskie na tle podobnych ośrodków wypadają,delikatnie mówiąc - dość skromnie. Baseny (łącznie 5) są nieduże, a tylko jeden z nich znajduje się wewnątrz budynku. Po pierwsze - koniecznie weźcie ze sobą gotówkę, bo tylko nią można zapłacić za bilety. Warto wziąć ze sobą także coś do jedzenia - ceny w tamtejszym barku wyższe od tych w centrum Warszawy, a poza tym obowiązują jakieś absurdalne dopłaty (np. złotówkę za prażoną cebulkę lub sos do hamburgera). Plusem są naprawdę tanie bilety - 10 zł/h (ulgowy) i 13/h (normalny) - poza weekendem i do 16.00 i możliwość skorzystania z sauny za dopłatą (1 zł/2 h).Generalnie bez jakichś rewelacji, ale można odwiedzić to miejsce.

Za to jeśli będziecie przejeżdżać przez Mszczonów (np. trasą S8 w kierunku Wrocławia), koniecznie wstąpcie do przydrożnej "Karczmy u Wodnika". Z drogi jest to słabo reklamowane miejsce, a gotują w nim pysznie! Wzięliśmy flaki i biały barszcz oraz schab z cebulką i golonkę - porcje olbrzymie, wszystko świeże, smażone buraki i czerwona kapusta (prawie) jak w domu. Polecają to miejsce na Gastronautach i mają rację!