Banner gora

sobota, 14 stycznia 2017

"Ostatnie tango", "Sztuka kochania" i "Mr. Gaga", czyli filmowy tydzień

Przyzwyczajony do szybkiego tempa i pracy często na granicy możliwości, wprawiony w przesiadywanie w radiu od świtu do zmierzchu, źle znoszę wolniejsze przebiegi, czyli tygodnie, gdy akurat nie mam ani poranków, ani wiadomości, ani nagrań czy audycji na żywo, a jedynie jakieś drobiazgi, z którymi szybko udaje się uporać.

Gdy takie okresy się zdarzają, na początku regeneruję siły i snuję się po domu, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić, ale dość szybko przechodzę do nadrabiania zaległości i oglądania na zapas. Doświadczenie dziennikarza, który zajmuje się kulturą różni się od tego, które mają odbiorcy literatury czy filmu. Rytm naszej pracy wyznaczają pokazy prasowe czy terminy, gdy książka jest już ukończona i czeka na druk, a my - dzięki uprzejmości wydawców - możemy się zapoznać z jej wydrukiem (tzw. szczotka, czyli zbindowane kartki A4; powoli coraz rzadziej) lub wersją elektroniczną (coraz częściej).

A więc - w czasie, gdy radio potrzebuje mnie nieco mniej, następuje czas ładowania baterii i kumulowania kulturalnych wrażeń.

Kończący się tydzień był bardzo owocny jeśli idzie o film. Z radością obejrzałem kilka obrazów, które ukażą się dopiero za jakiś czas. Mianowicie:

"Ostatnie tango", reż. German Kral
"Ostatnie tango", mat. prasowe

Ostatnie tango (Un tango más) - reż. German Kral - film dokumentalny o najsłynniejszej parze w historii tanga, czyli o Marii Nieves i Juanie Carlosie Copesie. Podróż do współczesnego Buenos Aires, oglądanego oczyma głównie 80-letniej tancerki, która odwiedza dawne milongi (czyli miejsca, gdzie tańczyło się tango, dziś to opustoszałe hale z obdrapanymi ścianami lub zadaszone przestrzenie służące do jazdy na rolkach). Maria opowiada o trudnym, biednym dzieciństwie, codziennej beznadziei, od której wyrwać mogło - na chwilę - tango, o rodzącej się miłości do Juana Carlosa i o tym, że taniec stał się w pewnym momencie - tylko i aż - językiem wyrażającym to uczucie. Juan Carlos zaś po latach opowiada o Marii jako niezwykle uzdolnionej tancerce, Stradivariusie, który trafił do jego rąk. Historia tętniąca obrazami, muzyką w wykonaniu m.in. Sexteto Mayor, zyskująca wiele dzięki rekonstrukcjom w wykonaniu współczesnych tancerzy i choreografów. 
Premiera 17 lutego. 

"Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej", reż. Maria Sadowska
"Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej", mat. prasowe


Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej - reż. Maria Sadowska - kolejna biograficzna produkcja twórców Bogów. Tym razem bohaterką jest lekarka, ginekolog, cytolog i seksuolog (lub - jeśli ktoś woli: ginekolożka, cytolożka i seksuolożka), znana jako autorka poradnika Sztuka kochania. W jej rolę wciela się (brawurowo!) Magdalena Boczarska, a partnerują jej m.in. Piotr Adamczyk i (znakomita!) Justyna Wasilewska. Dynamiczna opowieść o silnej osobowości, kobiecie, która postanowiła nie przeprowadzić, ale zostać rewolucją seksualną w peerelowskiej Polsce, choć zapłaciła za to niemałą cenę. Film powstał z myślą o odbiorcy kina środka, ma więc w sobie dużo humoru i lekkości. Premiera 27 stycznia.

Mr.Gaga reż. Tomer Heymann
"Mr. Gaga", mat. prasowe
Mr.Gaga - reż. Tomer Heymann - kolejny dokument o tańcu, choreografii i wyrażaniu się poprzez ciało. Historia Ohada Naharina, dyrektora artystycznego Batsheva Dance Company, twórcy odrębnego języka tanecznego, zwanego właśnie gaga. Jest narratorem i przewodnikiem po swojej biografii, pełnej ciekawych zwrotów akcji. Taniec towarzyszył mu od wczesnej młodości, a potem także gdy jako artysta służył w wojsku w czasie wojny Jom Kippur. Szukał swojego szczęścia w Izraelu, potem wyjechał do Stanów Zjednoczonych, by w końcu powrócić do ojczyzny i stworzyć wyjątkowy zespół pełen ciekawych osobowości, uczyć tańca i poprzez taniec leczyć. Opowieści towarzyszą bogate fragmenty archiwalnych nagrań z prób i spektakli. Premiera 10 marca. 

W czwartek w warszawskim Kinie Kultura odbyła się premiera czterech krótkometrażowych filmów, które powstały dzięki programom Studia Munka. Kilka słów o nich:

Ja i mój tata - reż. Aleksander Pietrzak - historia Dawida (Łukasz Simlat), który opiekuje się swoim ojcem, Edwardem (Krzysztof Kowalewski), zmagającym się z chorobą Alzheimera. Zabawna, choć wzruszająca opowieść o budowaniu relacji między ojcem i synem, zamianie ról, bezwzględnej chorobie i przebaczeniu. I o tym, że warto porzucić intratną posadę w korporacji, by spełnić marzenie bliskiej osoby. 

Wolta - reż. Monika Kotecka i Poryzała - krótkometrażowy dokument o grupie dziewcząt, ćwiczących woltyżerkę. Jedną z nich jest 12-letnia Zuzia. Ze względu na wiek i figurę jest tzw. "górną", czyli wieńczącą akrobatyczne piramidy zawodniczką, podnoszoną przez starsze, bardziej doświadczone koleżanki, tzw. "dolne". Któregoś dnia okazuje się, że ta hierarchia ze względu na dorastanie Zuzi ulegnie zmianie. 

Spitsbergen - reż. Michał Szcześniak. Opowieść o Magdzie (w tej roli Magda Czerwińska), ratowniczce medycznej, od kilku miesięcy tkwiącej w depresji po utracie ukochanego. Pewnego dnia Magda wraca do pracy, która jednak nie chroni ją przed powrotem traumatycznych przeżyć. Portret kobiety przeżywającej żałobę. 

Najpiękniejsze fajerwerki ever - reż. Aleksandra Terpińska - współczesna Polska i grupa przyjaciół, która staje wobec ulicznych manifestacji i ogłoszonego właśnie stanu wyjątkowego. Ciekawa wizja tego, jak łatwo znaleźć się po dwóch stronach barykady, choć uciekająca od bieżących konfliktów i nieopowiadająca się po żadnej ze stron. 

Do części ze wspomnianych filmów pewnie uda mi się powrócić. Tak w skrócie wyglądał mój filmowy tydzień, a przecież jeszcze się nie skończył.
O jednym filmie nie wspomniałem. Widziałem go - dzięki uprzejmości producentów - w wersji roboczej. Zafascynował mnie i na pewno do niego powrócę - w radiu i tu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz