Spojrzałem na wszystkie wersje robocze kolejnych notatek, które ostatecznie się tu nie znalazły. To była długa przerwa. Wiele razy myślałem, jak się z niej wytłumaczyć, o tym też powstawały nowe akapity. Ale ponieważ nigdy nie byłem w stanie wyczerpująco o tym opowiedzieć, ostatecznie - milczałem. Chciałbym już wyjść z zastawionej na siebie pułapki. Dlatego nie będę tłumaczył czegokolwiek. Milczenie zresztą było pozorne, bo wydarzyło się w tym czasie dużo. Mógłbym nawet zaryzykować stwierdzenie, że ekstremalnie wiele. Ale znów, natychmiast karcę się za używanie hiperboli - jak wiele przesady w słowach, gestach i czynach nas otacza! Każda książka staje się bestsellerem (jeszcze przed premierą), nowa piosenkarka - odkryciem, o kwestiach politycznych, społecznych, światopoglądowych już nie nie wspominając. Mam dość tej dziwacznej huśtawki czarne-białe.
Zwłaszcza, że przynosi ona iluzoryczne korzyści. Jest dookreśleniem i kneblem jednocześnie. Jest czymś wygodnym i równie uwierającym. Skłania, by opowiedzieć się w całości po stronie x, a nie y. Wybrać i tego wyboru się trzymać za wszelką cenę. Na przykład rzucić się w wir pracy. Trwać w przekonaniu, że to ma być głównym motorem, który sprawi, że reszta potoczy się tak, jak powinna. W takim tempie, w jakim powinna. I zresztą poniekąd tak się dzieje. Tyle, że tracimy z oczu widoki, które zostałyby z nami, gdybyśmy odstawili ten motor. Widoki i emocje.
Dzielę się na początek tymi kilkoma refleksjami, całkowicie niezobowiązującymi. Tak jak niezobowiązująca jest ich ilustracja. Ot, połowa lutego tego roku, pocztówka z innego świata. Świata sprzed. Rozpędzonego, nie oglądającego się za siebie. Kilka dni przed moimi urodzinami. I nagle, przy drodze, odnalezione takie miejsce. A potem wiele kolejnych, wraz z fantastycznymi ludźmi. Spotkań z nimi najbardziej brakuje.
Powracam do zdjęć i dziwię się, że to, co na nich utrwalone (i to, co nieutrwalone) mogło wydarzać się w takim pośpiechu. I gdy organizm każe zwolnić, nabieram przekonania, że ten pośpiech jest nie do odtworzenia. Może nie tyle przekonania, co nadziei, że będziemy potrafili wolniej, spokojniej, bardziej przemyślanie. Do końca. Tych kilka wersji roboczych to bowiem tylko kropelka oceanu niedokończonych, porzuconych spraw. Nie było czasu, nie było sił, nie było chęci, by trzymać to w ryzach.
Może czas porzucić dawne przyzwyczajenia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz